#izylidlugoiszczesliwie

Kopciuszek, Królewna Śnieżka, Aurora, Śpiąca Królewna, Roszpunka, Piękna i Bestia, Diana, Calineczka… Taki łańcuszek, prawie jednym tchem, wymieniły moje córki, gdy poprosiłam je, by przypomniały sobie bajki, w których dziewczyny, księżniczki, kobiety, całe swoje szczęście, swój byt, zawdzięczają księciom, mężczyznom, chłopakom. Cały czas serwujemy te bajki naszym dzieciom. Od przedszkola malują wręcz po śladzie kształty tych „bohaterek”. Później wchodzą w ich skórę na balach karnawałowych. Och jakie piękne Kopciuszki, Roszpunki, Śnieżki itp. Księżniczki.
Pojawiła się co prawda Merida, która udowadnia, że nie jest tylko słodką księżniczką. Jest też  Mulan i Vayana, które ciut obalają kult męskiej siły, ale my przysiądźmy na naszym polskim podwórku, i spróbujmy skierować wzrok na Zofię Urbanowską i Jej Gucia zaczarowanego. Cudze chwalicie, swego nie znacie…
Zofia Urbanowska, bohaterka z Konina, wzięła własny los w swoje ręce, studiowała nauki przyrodnicze, pisała powieści, pracowała w gazecie, wspomagała finansowo ojca, który utracił rodowy majątek, jednocześnie rozumiała dzieci (nie mogłaby przecież bez tej zdolności tak dobrze opisywać świata przyrody ich oczyma). Ta sama Zofia, przewrotnie do określenia kobiet w Guciu zaczarowanym, wkłada w usta zarówno podeszłego wiekiem mężczyzny, weterana, jak i leniwego, niegarnącego się do pracy i obowiązków ośmiolatka, słowo „baby”. Choć te Guciowe baby, wykonywały moc pracy, z której sam korzystał. Dla niego gotowały, jego uczyły, jemu wręcz usługiwały. No i uczyły kochać.
Ale wiecie co? Gucio już u kresu swojej wędrówki mówi: „Ileż ona jest lepsza ode mnie, chociaż baba”. I nawet na słowa dziadka „Wstydźże się, mości wnuku, żeby beczeć jak baba!” odpowiada: „…to już ostatni raz. Będę teraz prawdziwym mężczyzną, bo zacznę od jutra uczyć się tak pilnie, że z pewnością zdam za dwa lata egzamin do pierwszej klasy”.
Wartość człowieka, określa nauka i praca, nie płeć. I dlatego Gucio to książka dla chłopców, a zwłaszcza dla bab ;).